Jak dba o włosy Adela? | Moja Włosowa Historia


Dziś nieco inny post niż te dotychczasowe. Chciałabym Wam przedstawić Włosową Historię mojej koleżanki Adeli. Adela jest posiadaczką długich i ładnych włosów, wiele razy jej mówię, że zazdroszczę takiej długości, a przede wszystkim wytrwałości w dbaniu i zapuszczaniu. Zapraszam do lektury. 
Włosowa historia
czyli jak to się zaczęło...

Od początku, będąc dzieckiem, miałam długie włosy. To po prostu geny, trochę dbania mojej mamy, na zasadzie masaż głowy podczas mycia, unikanie syfu w szamponach. Praktycznie cały czas chodziłam w warkoczu, czy to do spania, czy w dzień. 

Pod koniec klasy podstawowej (lat 12) zażądałam ścięcia włosów. Zanim fryzjerka użyła nożyczek, podotykała włosy i stwierdziła, że po ścięciu one się zakręcą. Ani ja, ani mama nie wierzyłyśmy w to, no bo jak to? Do tej pory były max lekko falowane... a jednak. I tak oto miałam potem włosy do ramion, z kręciołkami. 
Po niecałym roku jednak znudziła mi się taka fryzura, chciałam na powrót długie, no i tak zaczęło się zapuszczanie na nowo. Do tej pory nic nie było o kosmetykach. I nie będzie. Używałam „aż” szamponu . Ale włosy rosły. Z czasem pozbywałam się kręciołków, przechodziłam z mocnej fali na coraz słabszą. A włosy traciły coraz bardziej na kondycji. Pewnie część wie, że włosy kręcone charakteryzują się wysoką porowatością. No i tak jest z moimi, od samej cebulki są wysoko porowate, dlatego nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że wysoko porowate włosy to włosy zniszczone. Zniszczenia mogą zwiększyć porowatość, oczywiście, ale nie wszystkie włosy są zniszczone. Wróćmy na tor historii.

Włosy zapuszczałam gdzieś od 2009-2010 roku. Dopiero w połowie 2015 zaczęłam wczytywać się w pielęgnację, słyszałam nieraz, że moje włosy nadają się do ścięcia od ramion w dół. Niby prawda, były bardzo zniszczone, mimo że nie farbowałam, nie stylizowałam, były zniszczone życiem i brakiem pielęgnacji (to zwłaszcza). Jak już wspomniałam, zaczęłam się wczytywać w świadomą pielęgnację. Pierwszy element pielęgnacyjny, który dodałam to wcierka jantar, by pobudzić wzrost włosów i szybciej wrócić do poprzedniej długości, a przynajmniej by włosy sięgały nad pośladki. Aż nagle co się okazało? Tak, włosy tak się kruszyły, że nie było przyrostu. U góry rosły, na dole się sypały. Zmieniłam zwykły grzebień na szczotkę Tangle Teezer.

No właśnie, słynna szczotka TT. Jest dobra... o ile nie ma się włosów cienkich, wysoko porowatych, zniszczonych, a szczotka to nówka nie śmigana, a jak wiadomo ,z czasem czesadła nie są już nowe, ale kto wymienia co miesiąc szczotkę? Tak, ona tylko pogorszyła stan moich włosów, zamiast sypać się tylko na końcach, to sypały się na całej długości, nieraz odpadały kawałki po 10-15 cm. Z czasem doszukałam się negatywnych opinii o niej i odstawiłam, ale prawie rok maltretowałam nią włosy.

W międzyczasie dalej czytałam o pielęgnacji, dobrnęłam do olejowania. Oczywiście pierwsze próby to było olejowanie.... samym olejem. Wiele dać nie mogło, no... ograniczyło uszkodzenia mechaniczne, bo lubiłam włosy mocniej natłuścić i zapleść warkocz. Pod nim nic nie było widać, końcówki potrafiłam w ciągu dnia kilka rasy olejkiem posmarować. Ale nie było niczego, co dostarczyłoby moim przesuszonym włosom nawilżenia. 
Moment przełomowy, to ten, gdy trafiłam na grupę włosową i odpowiednie w niej osoby. Stopniowo mi wytłumaczono co i jak (choćby ten fakt, że olejujemy włosy na podkład nawilżający), jeszcze bardziej zachęciło mnie to do spędzania czasu na czytywaniu blogów, edukowaniu się w pielęgnacji włosów. Dotarłam do równowagi P-E-H, umiejętności czytania składów i wielu innych ważnych rzeczy. Od tej pory zaczęło się prawdziwe kombo...

krótkie podsumowanie roku 2016 – w styczniu podcięłam włosy o 15 cm, zaczęłam olejować (bez humektantów), w lipcu kolejne podcięcie o 10 cm, zaczęłam bawić się w domowe mgiełki, swoja drogą to mi uratowało włosy, do listopada znacząco stan włosów się poprawił, przestałam przypominać chochoł z siana, kolekcja kosmetyków się powoli powiększała, doszła pierwsza odżywka (nivea repair &targeted care), w listopadzie pierwsze kallosy, serum na końce, porządniejsze szampony, w tym myjące delikatnie....

W grudniu zmieniłam fryzjera. Poprzednia nie była zła, bardzo fajna fryzjerka, nie chcąca szkody włosów, sama mi poleciła Montibello, które też bardzo mi pomogło na włosy, używałam go zwłaszcza latem. Podcieęłam tym razem koło 5 cm. Drugi fryzjer też trafiony w dyche, albo nawet stówe. Pogadać z nim o pielęgnacji włosów można, nie namawia do używania syfu (typu szampony z silikonem, bo przecież fryzjerski kosmetyk), no i to mój kolega, więc jak coś źle zrobi to może ode mnie oberwać :D 
A oto co można znaleźć w zbiorach Adeli.

Od stycznia zaczęłam używać też płukanki z kawy. Po pierwszy użyciu już byłam zachwycona, włosy nie były matowe, a miały połysk, były miękkie (pachnące kawą, ale to już inne plusy), wygładzone... generalnie polecam taką płukankę osobom o ciemnych włosach.. z czasem doszedł też peeling do skóry głowy. Stan włosów był już właściwie dobry, przestały się sypać na długości z powodu uszkodzeń po TT, zagęściły na dole, z czasem coraz mniej się puszyły. Mgiełki DIY nadal używam.

Trochę o tej mgiełce. Początkowo był to sok z aloesu i woda w stosunku 1: 1 , początkowo po 15-20 ml każdego płynu (mieszanka nie może długo stać bez lodówki, bo sok kiśnie, a jestem za leniwa, by za każdym razem iść do kuchni), olej ręcznie nakładałam. Obecnie jest to zazwyczaj 15 ml wody, 15 ml soku z aloesu, parę kropel syropu klonowego, 10-15 kropli mieszanki olei (włoskiego, awokado, migdały, oliwa) i 2 pompki serum silikonowego Garniera. Używać można pomiędzy myciami, co jest dla mnie dużym plusem, bo mam długą świeżość włosów (myję je co 5-6 dni), więc nie mam okazji do używania masek, odzywek i innych zabiegów wymagających wanny codziennie lub co 2 dni.

Ja to teraz wygląda? Włosy do pośladków, w końcu. Planuję mieć jeszcze dłuższe, ale bez przesady. Tak, by zakryły pośladki, ale max do połowy uda. Potrafię dobrać pielęgnację do aktualnych potrzeb włosów, potrafię czytać składy i unikam szkodliwych składników w kosmetykach, typu wysuszające alkohole, silikony w szamponach, czy kokos (akurat to szkodliwy składnik dla mnie, moje włosy bardzo nie lubią się z kokosem). Właściwie.... włosy mam w lepszym stanie niż przed ścięciem. Nadal wiele im brakuje, ideału mieć nie będę, musiałabym do tego mieć włosy nisko porowate, najlepiej proste, obecnie same nie wiedzą, czy chcą być proste, czy falowane, ot, zależy od dnia.

Jak widzicie historia Adeli pokazuje jakie wzloty i upadki można przeżyć w zapuszczaniu włosów. Najważniejsze jest to, aby się nie poddawać i dążyć do celu. Każdy może ,tylko trzeba chcieć. 
Spodobała Wam się Włosowa Historia? A może macie swoją i chcielibyście się nią podzielić?
Jeśli tak to piszcie śmiało na e-mail, który jest podany TUTAJ.

Buziaki :*

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz